Tu mamy czas na rozmyślanie
Grupa pątników przetarła szlak na odpust do św. Antoniego.
Najpierw cztery dni pieszej wędrówki, a potem trzy dni skupienia w klasztorze ojców franciszkanów w Kadynach. Tak w dużym skrócie wyglądała Inauguracyjna Piesza Pielgrzymka Pokoju, która zakończyła się 24 października.
– Pomysł na nią wyszedł od osób, które już wcześniej uczestniczyły w rekolekcjach „Milczący Ojciec”, organizowanych cyklicznie w naszym klasztorze – mówi o. Gracjan Landowski OFM, gwardian zgromadzenia. – Kiedy dowiedziały się, że 8 lipca tego roku w naszym kościele zostało reaktywowane sanktuarium św. Antoniego, wpadły na pomysł, by reaktywować także ruch pielgrzymkowy, który do kasaty zakonu na tych ziemiach rozwijał się bardzo intensywnie. Można powiedzieć, że kwitnął – wyjaśnia.
Uczestnicy dni skupienia doszli wówczas do wniosku, że najlepszym terminem na zorganizowanie takiej pielgrzymki będzie czerwiec, kiedy to przypada odpust ku czci św. Antoniego. – Pomyśleliśmy jednak, że zanim wyruszymy na taką wędrówkę, należałoby zrobić także pewną „pielgrzymkę testową” – uśmiecha się Dorota Dziedzic, pomysłodawczyni wspólnego wędrowania.
W swoim kościele parafialnym ojców cystersów na gdańskiej Oliwie wywiesiła plakat informujący, że taka pielgrzymka się odbędzie. – Nie chcieliśmy tego jakoś wyjątkowo nagłaśniać, a jednak telefony natychmiast się rozdzwoniły. Kiedy zebrała się pożądana grupa, a chętnych wciąż przybywało, postanowiliśmy wszystkim pozostałym zaproponować jednak termin czerwcowy, kiedy to planujemy zorganizować już właściwą grupę – wyjaśnia o. Gracjan.
17 października z gdańskiego kościoła cystersów Pomorską Drogą św. Jakuba wyruszyli pątnicy w kierunku klasztoru w Kadynach, któremu patronuje św. Antoni. Pokonywali oni pomorskie Camino, jednak w kierunku przeciwnym do jego zamierzonego biegu – w stronę Santiago de Compostela. Słowem, zamiast na zachód, ruszyli na wschód. – Od razu to pójście „pod prąd” wydało nam się pięknym symbolem, bo przecież jako ludzie Kościoła musimy iść „pod prąd” współczesnego świata – uważa Roman Nieścior, uczestnik pielgrzymki. Jak wspomina, towarzyszyła im bardzo zmienna pogoda. – Jednego dnia niebo było piękne, lazurowe, a już następnego zmagaliśmy się z potężnymi wichurami i ulewami, które nawiedziły tego dnia cały kraj – dodaje.
Pani Dorota zapewnia, że ta wędrówka sprawiła jej dużo radości, przede wszystkim dlatego, że mogła poznać nowych ludzi. – Są to zupełnie inne osoby niż planowo miały przecierać ten szlak, ale cieszę się niezmiernie, że Maryja tak tym wszystkim „przemieszała”, że mieliśmy okazję stworzyć taką właśnie ekipę i służyć innym uczestnikom pielgrzymki i później rekolekcji – opowiada.
Temat rekolekcji „Milczący Ojciec” nawiązuje do postaci św. Józefa, którego rok obecnie przeżywamy. – Mogliśmy go poznać z zupełnie innej strony. A w związku z tym, że początek naszych dni skupienia przypadł we wspomnienie św. Jana Pawła II, mówiliśmy także wiele o ojcostwie. To było dla mnie ogromne przeżycie – opowiada R. Nieścior.
Pielgrzymi zwracają także uwagę na ogromną życzliwość, z jaką spotykali się ze strony proboszczów i mieszkańców miejscowości, gdzie przychodzili na noclegi. – Zdarzyło się, że jeden z kapłanów oddał nam do dyspozycji całą plebanię. Pokazał nam, gdzie jest lodówka, postawił na stole sernik, kazał się rozgościć i... zniknął – śmieje się pan Roman. – Podobnie było we wszystkich innych miejscach, gdzie nocowaliśmy. Przyjmowano nas z prawdziwymi honorami i wielką troską. Niektórzy deklarowali, że w czerwcu też pójdą z nami – opowiada Dorota Dziedzic.
Albert Podgórski mówi, że czas wędrówki i rekolekcji to dla niego przede wszystkim możliwość oderwania się od szarej rzeczywistości. – To tutaj nawiązujemy tę prawdziwie głęboką relację z Panem Bogiem. Tutaj nie jesteśmy zabiegani, nie myślimy o tym, ile mamy obowiązków. Nie myślimy o tym, że trzeba pozmywać naczynia, że trzeba napalić w piecu. Tutaj możemy milczeć, mamy czas na rozmyślanie. Bóg przychodzi – podsumowuje.
Łukasz Sianożęcki
Źródło: